Zacznij wpisywać, aby wyszukać post!
W oparach absurdu, czyli Wędrowycz po raz kolejny. Recenzujemy „Wojsławicką masakrę kosą łańcuchową”
„Wojsławicka masakra kosą łańcuchową” to już 11. spotkanie z Jakubem Wędrowyczem – najlepszym cywilnym egzorcystą w kraju, nieustraszonym pogromcą wampirów i wybitnym bimbrownikiem. Mimo zasłużonej emerytury wiejski spec od spraw nadprzyrodzonych nie zamierza porzucać swojego rzemiosła i dzielnie stawia czoła duchom, nawiedzonym artefaktom, a nawet … mutantom z czarnobylskiej zony. Chcesz wiedzieć, czy warto zebrać się na odwagę i sięgnąć po najnowszy tom przygód superbohatera z Wojsławic? Przeczytaj naszą recenzję.
Nie pozwolisz żyć (w spokoju) upiorowi, wrażemu mocarstwu i … sąsiadowi
Postać Jakuba Wędrowycza na stałe wpisała się w pejzaż rodzimej fantastyki. Przygody domorosłego egzorcysty i miłośnika samogonu, a zarazem najsłynniejszego bohatera wykreowanego przez Andrzeja Pilipiuka, możemy śledzić już od blisko ćwierć wieku! Pierwszy tom całkiem pokaźnej już dziś serii zbiorów opowiadań „Oblicza Wędrowycza” ukazał się w 2001 roku. Najświeższa odsłona – już jedenasta – liczy sobie 12 utworów, które łącznie zajmują 372 strony.
Choć od początku lat 2000. świat niesamowicie się zmienił, pewne rzeczy pozostają stałe: przyjaźń Jakuba z tęskniącym za carskimi czasami kozakiem Semenem, wojna ze znienawidzonym sąsiadem Izydorem Bardakiem, a także nadprzyrodzone perypetie, które można przetrwać tylko dzięki sprytowi i czystości umysłu gwarantowanej przez odpowiednie dawki samogonu. Pamiętajmy zresztą, że w położonych na wschodnich rubieżach naszej ojczyzny Wojsławicach i zacisznym Starym Majdanie czas płynie jakby wolniej… choć to wcale nie znaczy, że nie docierają tam żadne nowinki. Docierają, i to z przytupem!
U Wędrowycza, jak to zresztą często w twórczości Pilipiuka bywa, nowe łączy się ze starym, tworząc mieszankę wybuchową. Dość wspomnieć, że w dwunastu opowiadaniach zawartych w „Wojsławickiej masakrze kosą łańcuchową” obok pewnej morderczej poduszki z carskiego pałacu, stalkerów z Czarnobyla i jaskiniowców pojawiają się nawiązania do Spidermana i „Gry o tron”…
Chcesz dowiedzieć się więcej o twórczości Andrzeja Pilipiuka? Polecamy artykuł: Andrzej Pilipiuk – wszystko, co musisz wiedzieć o „Wielkim Grafomanie” polskiej fantastyki

Niech nikt nie zatrzymuje tej spirali szaleństwa
Nowy tom przygód Wędrowycza to prawdziwie szalona mikstura motywów historycznych i popkulturowych, która na pierwszy rzut oka wydaje się ryzykowna, ale koniec końców przynosi pożądane efekty. Nietypowe zestawienia sprawiają, że szeroko otwieramy oczy ze zdziwienia i uświadamiamy sobie, że nigdy wcześniej nie obcowaliśmy z takimi dawkami abstrakcji, a zaraz potem śmiejemy się w głos. Pilipiuk od lat stosuje te same sztuczki, ale one nadal działają!
Jako dowód przywołam opowiadanie o niewinnie brzmiącym tytule „Teodor” (uwierzcie mi, nie spodziewacie się, co was tam czeka), które śmiało można zaliczyć do najbardziej absurdalnych przygód Wędrowycza. W tym utworze Izydor Bardak jak zwykle głowi się nad planem wyeliminowania Jakuba. Jako że wiele jego poprzednich pomysłów zawiodło, postanawia sięgnąć po nowatorskie metody, które zakładają m.in. skorzystanie z cudownych właściwości promieniotwórczości. Stężenie absurdu sprawia, że nie sposób choćby nie uśmiechnąć się podczas czytania tego utworu. Choć konkurencja była mocna, to właśnie „Teodor” otrzymuje od mnie laur ulubionego opowiadania w zbiorze.
Podobny poziom groteski prezentują opowiadania „Fortepian”, „Sygnet” i „Syrenka”, gdzie obok zabawnych scen otrzymujemy także interesujące pomysły na fabułę. W pierwszym z nich Jakub i Semen mają do rozwikłania zagadkę pewnego nawiedzonego instrumentu, drugie opowiada o wyborach na wójta, które oczywiście przybierają niespodziewany obrót, a ostatnie przybliża nietypową historię związaną ze słynnym symbolem Warszawy. Czytając te utwory, świetnie się bawiłam, będąc zarazem pod wrażeniem kreatywności Wielkiego Grafomana.
Gdzie stare łączy się z nowym
Na liście opowiadań, które podbiły moje serce, znalazła się także „Poduszka uduszka”, czyli dość krótki utwór otwierający najnowszy zbiór Jakubowych opowiadań. W przeciwieństwie do wspomnianego wcześniej „Teodora”, w tym wypadku tytuł podpowiada nam, co będzie centralnym punktem tej historii. W opowieści o poduszce, która w rękach Bardaka ma się stać kolejnym narzędziem do wyeliminowania Wędrowycza, nie sposób nie docenić płynnego splotu historycznej wiedzy z Pilipiukowskim poczuciem humoru i zgrabnymi dialogami.
Podobnie wypada „Dziadek”, utwór na kanwie pomysłu Marka Farfosa, gdzie autor zaimplementował dobrze znany baśniowy motyw do swojskiego uniwersum Jakuba, co przyniosło efekt w postaci zgrabnej i dowcipnej opowieści z morałem.
Do udanych elementów „Wojsławickiej masakry...” zaliczam również „Zielony czynnik” – opowiadanie oparte na pomyśle żony Andrzeja Pilipiuka, w którym wraz z Jakubem przenosimy się w przeszłość, a konkretnie do ostatnich tygodni II wojny światowej. Po jasnej stronie mocy plasuje się także „Krypta”, która mimo nieskomplikowanego zawiązania fabuły – wszystko idzie o pewien drogocenny wężyk do pędzenia bimbru – zapewnia sporą dawkę uśmiechu.
Czasem lepiej, czasem gorzej
Z najnowszym tomem „Oblicz Wędrowycza” jest jak z pudełkiem czekoladek – nie wszystkie smaki jednakowo przypadną nam do gustu. Wśród mniej udanych opowiadań z najnowszego tomu wymienię choćby „Burzową kuchnię” – utwór, który mimo swojego potencjału momentami mnie nużył. Choć miał on oczywiście właściwą dla Jakuba dawkę humoru, żarty nie zawsze okazywały się celne. Mam też ambiwalentne odczucia względem zakończenia. Choć otrzymaliśmy w nim rozwiązanie intrygi, spodziewałam się czegoś bardziej oryginalnego.
Mojego serca nie pobiły też opowiadania „Konkurs” i „Szara tynktura”, choć ich największym grzechem jest przewidywalność. W przypadku obu tekstów dość szybko można zgadnąć, jak dalej potoczy się fabuła. W „Szarej tynkturze” docenić trzeba jednak scenerię – tym razem bowiem akcja toczy się nie w Wojsławicach, lecz w kolorowym Stambule, gdzie Jakub i Semen odwiedzają starego znajomego, przy okazji wpadając na trop pewnego nielegalnego procederu.
„Aby język giętki...” i tak dalej, czyli rzecz o stylu
Na uwagę zasługuje również warstwa językowa, w której Pilipiuk jak zawsze nie zawodzi. W wypowiedziach bohaterów język potoczny przeplata się ze specjalistycznymi terminami, co nadaje dialogom kolorytu i ma spory walor humorystyczny. Autor umiejętnie łączy nazewnictwo historyczne z wyrażeniami popkulturowymi, a niekiedy nawet językiem młodzieżowym (określenie „ten stary pokemon Wędrowycz” na zawsze pozostanie w moim sercu), uzyskując lekki, ale wcale nie prosty styl.
Świetnie wypada również narracja: pisarz sugestywnie maluje słowem zarówno nietypowe lokacje odwiedzane przez Jakuba i Semena, jak i sielankową codzienność Wojsławic oraz Starego Majdanu. Przyznam, że to właśnie fragmenty opisujące wiejskie życie i wydarzenia w rodzinnych stronach Wędrowycza najbardziej przypadły mi do gustu.


Stary, dobry Jakub, a może powiew świeżości?
Sięgając po „Wojsławicką masakrę kosą łańcuchową”, weterani Wędrowyczowych przebojów poczują się jak w domu. W najnowszej odsłonie Jakub wciąż jest sobą, mimo że z upływem lat jakby nieco złagodniał. Co prawda wciąż nie rozstaje się z kołkiem i linką hamulcową, ale częściej korzysta raczej z potęgi chłopskiego rozumu niż rozwiązań siłowych. Wydaje się też bardziej podatny na głos rozsądku w postaci Semena, ale przecież emerytura ma swoje prawa. Mimo słusznego wieku wojsławicki egzorcysta nie uchyla się jednak przed kolejnymi zadaniami, więc można się spodziewać, że zobaczymy jeszcze inne brawurowe akcje w jego wykonaniu.
Czy „Wojsławicką masakrę kosą łańcuchową” można przeczytać bez znajomości poprzednich tomów serii? Moim zdaniem tak, bo kolejne opowiadania o Jakubie są ze sobą luźno powiązane, a każdy utwór stanowi odrębną całość. Nawet jeśli zaczniesz przygodę z Wędrowyczem od ostatniego tomu, dobra zabawa Cię nie ominie.
„Wojsławicka masakra kosą łańcuchową” – recenzja. Sprawdź bestseller Świata Książki
Jedenasty tom serii, dwanaście szalonych opowiadań, jedyny w swoim rodzaju Jakub Wędrowycz – oto „Wojsławicka masakra kosą łańcuchową” w pełnej krasie. Jeżeli lubisz fantastykę na wesoło i bliskie jest Ci Pilipiukowskie poczucie humoru, idź w to jak byk w szkodę u Bardaków… To znaczy... sięgnij po najnowszy tom opowiadań o najsłynniejszym polskim egzorcyście. Szkoda by było odmówić sobie takiej frajdy!
Moja ocena: 4/5
Zobacz także:
- Najlepsze polskie książki, które musisz przeczytać
- Tyle słońca w całym mieście, czyli lekkie książki na wakacje 2025
- Książki, które wciągają od pierwszej strony – czyli „jeszcze tylko jeden rozdział”
- Dobre książki do czytania – 30 tytułów, które warto mieć na swojej półce
- Najśmieszniejsze książki wszechczasów – najlepsze książki z jajem

Komentarze
Zamieszczenie komentarza nie wymaga logowania. Sklep nie prowadzi weryfikacji, czy autorzy komentarza odnoszący się do towarów nabyli lub użytkowali dany produkt.






















