Zacznij wpisywać, aby wyszukać post!
„Diuna: Część druga” – recenzja filmu. Magia kina ma się dobrze
Nie minął nawet pierwszy kwartał roku, a „Diuna: Część druga” Denisa Villeneuve już została okrzyknięta jednym z najważniejszych filmów 2024. Wydaje się, że kanadyjski reżyser osiągnął to, co nie udało się w przeszłości Alejandro Jodorowsky’emu i Davidowi Lynchowi – z sukcesem przełożył skomplikowaną twórczość literacką Franka Herberta na język filmowy. Jednak czy „arcydzieło” to określenie, na które zasługuje „Diuna 2”? Recenzja pozwoli Ci się tego dowiedzieć.
„Diuna 2” – recenzja. Powrót na Arrakis
Grubo ponad 2 lata po premierze pierwszej części „Diuny” Denis Villeneuve ponownie zabiera nas na planetę Arrakis.
Lądujemy dokładnie tam, gdzie reżyser przerwał historię w poprzednim filmie. Niegościnny pustynny glob, który jest zarazem źródłem najcenniejszej substancji we wszechświecie, nadal znajduje się pod jarzmem krwiożerczego rodu Harkonnenów, a ukrywający się Paul Atryda i jego matka lady Jessica starają się znaleźć swoje miejsce wśród wojowniczego ludu Fremenów.
Część pierwsza w znacznej mierze opierała się na ekspozycji świata przedstawionego, przez co wielu widzów zarzucało jej zbyt oszczędny rozwój akcji i pobieżne przedstawienie bohaterów. Po jej obejrzeniu rzeczywiście miałam poczucie, że skończyła się, ledwie wydarzenia nabrały tempa.
Okazuje się, że „Diuna” z 2021 roku stanowiła jedynie podbudowę do drugiej odsłony, która oferuje nam znacznie więcej.
Pierwsze kilkadziesiąt minut „Diuny 2” to niesamowita i zachwycająca wizualnie podróż w głąb kultury Fremenów. Pejzaż pełen bezkresnych wydm, który podziwiamy o różnych porach dnia i nocy, z miejsca pozwala zanurzyć się w początkowo niespieszną, a później coraz bardziej wartką opowieść. Choć na pierwszy rzut oka wydaje się, że Fremeni interesują się głównie walką i technikami przetrwania w morderczym środowisku, wkrótce dowiadujemy się, że równie ważna – przynajmniej dla niektórych z nich – jest wiara. Najbardziej zapaleni wyznawcy kierują swój wzrok w stronę Paula, uznając go za zapowiedzianego w proroctwie Lisana al-Gaiba – mesjasza spoza świata, który zmieni pustynną Arrakis w zielony raj.
Prorok mimo woli
Czy „Diuna: część druga” to zatem kolejna mesjanistyczna historia, jakich już wiele widzieliśmy w historii kina i literatury? W pewnym sensie tak, choć w tej opowieści kryje się drugie dno, o czym alarmuje nas Chani. Ukochana Paula ze swoim sceptycyzmem jest przeciwwagą lady Jessiki nieustępliwie popychającej syna w stronę przeznaczenia.
O ile Zendaya wypada w roli młodej Fremenki po prostu przekonująco, o tyle Rebecca Ferguson jako matka Atrydy prawdziwie błyszczy. Aktorka pozwala nam z bliska przyjrzeć się motywacjom i emocjom lady Jessiki, nadając tej postaci autentyczności. Wizerunek bohaterki dopełniają również kostiumy, moim zdaniem najlepsze w całej produkcji.
Największy aktorski ciężar spoczął oczywiście na Timothéem Chalamecie. Wiarygodne przedstawienie nastoletniego, choć nad wiek dojrzałego bohatera targanego wieloma wątpliwościami udało mu się jednak bezbłędnie. Jeżeli powstanie ekranizacja „Mesjasza Diuny”, czyli kolejnej książki z serii (a wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że tak się stanie), jestem niemal pewna, że Chalamet świetnie poradzi sobie ze złożonym wątkiem Paula.
Czarne słońce nad Giedi Prime
Druga odsłona „Diuny” odznacza się znacznie większą dynamiką niż poprzednia część, w czym sporą zasługę mają nowe postacie. Szczególne wrażenie robi zwłaszcza najbardziej magnetyzujący czarny charakter całej produkcji, czyli na-baron Feyd-Rautha Harkonnen. Dziedzica znienawidzonego przez Atrydów rodu poznajemy na jego macierzystej Plancie Giedi Prime, gdzie pod czarnym słońcem istnieją wyłącznie dwa kolory – czerń i biel.
Scena, w której Feyd-Rautha wychodzi na arenę, żeby uczcić swoje urodziny walką na śmierć i życie, a tłum identycznie wyglądających poddanych skanduje jego imię, to jeden z najbardziej emocjonujących momentów w całym filmie. Czarno-biała Giedi Prime wręcz przeraża, ukazując widzowi idealny ustrój totalitarny, w którym życie jednostki nic nie znaczy. Sam na-baron doskonale odnajduje się w takim otoczeniu, lecz jest kimś więcej niż wyzbytym empatii okrutnikiem. Jego ambicje i poczucie honoru sprawiają, że kolejne poczynania tej postaci śledziłam z zapartym tchem.
Nie bez znaczenia jest oczywiście charyzma Austina Butlera, który dał z siebie wszystko, by Feyd-Rautha zapadał w pamięć. Bohater wykreowany przez amerykańskiego aktora został zresztą przez niektórych okrzyknięty najlepszym filmowym antagonistą ostatnich lat. Mam poczucie, że takie opinie są nieco na wyrost, a to z jednego prostego powodu – na-barona było na ekranie po prostu zbyt mało, aby można było w pełni ocenić jego potencjał. Chętnie zamieniłabym nieco pustynnych przemyśleń Paula na kilka dodatkowych scen Feyda-Rauthy, aby Austin Butler miał jeszcze większe pole do popisu.
Z chęcią zobaczyłabym również więcej Irulany Corrino, czyli odgrywanej przez Florence Pugh córki imperatora Szaddama IV. Mimo relatywnie niedługiego czasu ekranowego ta intrygująca postać wyraźnie zaznacza swoją obecność. Denis Villeneuve zapowiedział, że jeśli dane mu będzie nakręcić kolejną część „Diuny”, Irulana otrzyma znacznie więcej miejsca w scenariuszu. Pozostaje tylko trzymać kciuki, że film rzeczywiście dojdzie do skutku.
„Arcydzieło”, „kino totalne”, „majstersztyk”. „Diuna 2” powala rozmachem
W trakcie pandemii przemysł filmowy przeżywał spory kryzys. Dosłownie z dnia na dzień branża się zatrzymała, a izolacja w domach sprawiła, że widzowie jeszcze chętniej zaczęli korzystać z portali streamingowych. Wieszczono, że kino już nigdy nie będzie wyglądało tak jak dawniej i powinniśmy szykować się na jego upadek. Takie produkcje jak „Diuna: część druga” udowadniają jednak, że magia srebrnego ekranu nadal istnieje i ma się świetnie.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że wszystkie przyszłoroczne Oscary w kategoriach technicznych zgarnie właśnie „Diuna 2”. Opinie opisujące ją jako wizualne arcydzieło nie są przesadzone. Scenografia i efekty specjalne przewyższają wszystko, co oferują inne współczesne filmy science fiction. Reżyser nie tylko pozwala nam nacieszyć się pięknymi plenerami oraz dopracowanymi w najmniejszych szczegółach lokacjami, ale i nie szczędzi akcji. Czerwie pustyni pojawiają się często, prezentując zarazem grozę, jak i majestatyczność. Sekwencja, w której Paul dosiada Szej-huluda (jak nazywają te stworzenia Fremeni) to prawdziwa perełka, emocjonująca i zrealizowana z dbałością o każdy element.
Nie mniej dopracowane są kostiumy – od minimalistycznych i użytecznych kombinezonów Fremenów aż po futurystyczne stroje Irulany czy kapłańskie szaty Jessiki. Charakteryzacja również trzyma poziom, jednak bywa mocno dosłowna – patrząc na ogolone głowy i nienaturalnie bladą cerę Harkonnenów nie da się przeoczyć, kto jest „tym złym”. Całość dopełnia muzyka Hansa Zimmera, która nie pozostawia wątpliwości, że mamy do czynienia z wielkim kinem. Doniosłe, wręcz monumentalne motywy zapadają w pamięć zwłaszcza przy najbardziej widowiskowych scenach, dodatkowo podkreślając ich wagę.
„Diuna 2” – recenzja za nami
Czy warto obejrzeć drugą część „Diuny”? Moim zdaniem zdecydowanie tak! Lepiej zdecydować się na seans już teraz, w kinie, zamiast czekać na platformy streamingowe – duży ekran idealnie oddaje rozmach tej produkcji i spodziewam się, że w domowym zaciszu to nie będzie to samo. „Diuna: część druga” jest bliska ideałowi, a przy tym może spodobać się zarówno fanom twórczości Herberta (mimo pewnych różnic fabularnych względem książki), jak i tym, którzy oczekują po prostu spektakularnego widowiska. Blisko 3-godzinna podróż na Arrakis jest zdecydowanie warta przeżycia.
Nasza ocena: 5/5
Zobacz inne recenzje na naszym blogu:
- Nic śmiesznego. Recenzja książki „Traumaland” Michała Bilewicza
- Wsi upiorna, niewesoła. Recenzja „Chłopek” Joanny Kuciel-Frydryszak
- Głosy w mojej głowie. Recenzja książki B.A. Paris – „Na skraju załamania”
- Tkanie codzienności. Recenzja „Przędzy” Natalii de Barbaro
- Recenzja książki „Ten drugi” księcia Harry’ego

Komentarze
Zamieszczenie komentarza nie wymaga logowania. Sklep nie prowadzi weryfikacji, czy autorzy komentarza odnoszący się do towarów nabyli lub użytkowali dany produkt.
























