Zacznij wpisywać, aby wyszukać post!
Baśnie tysiąca i jednej… nici. Recenzja „Oczu smoka” Stephena Kinga
Stephen King to autor, którego wielu z nas kojarzyło dotąd głównie z literaturą grozy. Od pewnego czasu pisarz ten zaskakuje nas utworami, w których chętnie sięga po zupełnie inne gatunki i tropy. Przykładem takiej książki jest najnowsza pozycja w jego dorobku – „Oczy smoka” – która swoją formą nawiązuje do klasycznych baśni. Czy eksperyment ten spełnił pokładane w nim oczekiwania? Pytanie to wymyka się jednoznacznym odpowiedziom.
„Oczy smoka” – zarys fabuły
Historia przedstawiona w „Oczach smoka” nie należy do skomplikowanych – podobnie jak ma to miejsce w klasycznych baśniach, znanych choćby z podań braci Grimm. Akcja powieści toczy się w prastarym królestwie Delain, gdzie sprawuje rządy król Roland. Władca ten posiada dwóch synów – nieobdarzonego szczególnymi talentami Thomasa oraz jego starszego brata – odznaczającego się nieprzeciętnym umysłem i hartem ducha Petera. Szarą eminencją królestwa jest potężny (i bardzo zły) czarnoksiężnik Flagg. Chcąc osadzić na tronie Thomasa – a w konsekwencji zyskać całkowity wpływ na losy Delain – knuje intrygę, w wyniku której Roland traci życie, a oskarżonym o dokonanie tej zbrodni zostaje Peter.
Osądzony i upokorzony chłopiec zostaje wtrącony do wysokiej wieży, gdzie ma spędzić resztę swojego życia. Flagg nie zdaje sobie jednak sprawy, że zdeterminowany Peter poprzysięga sobie zemstę i planuje ucieczkę z celi – nawet jeśli realizacja tego planu wymagać będzie lat oraz… tysięcy chusteczek obiadowych.
Tyle o samej fabule. Przejdźmy jednak do sedna i opowiedzmy co nieco o samym warsztacie Kinga.

„Oczy smoka” – recenzja. Czy King trzyma formę?
Nie będę ukrywać – fantastyka to zdecydowanie najmniej lubiany przeze mnie z gatunków literackich. Informację o tym, że będę recenzować „Oczy smoka”, przyjęłam więc z nieprzesadnym entuzjazmem. Uczucie to nieco łagodziło nazwisko Kinga – którego „Lśnienie”, „Zieloną milę” czy „Skazanych na Shawshank” czytałam niegdyś z zapartym tchem.
„To już czas” – pomyślałam jednego z burzowych majowych wieczorów, sięgając po „Oczy smoka”. Niewielkie rozmiary książki (która liczy sobie nieco ponad 300 stron) dawały nadzieję, że uda mi się ją przeczytać jeszcze tego samego dnia. Nie pomyliłam się. Nie było to jednak spowodowane jej objętością, a… treścią, która od pierwszej strony wciągnęła mnie na dobre.
Już pierwszy rozdział zapowiedział, z jaką konwencją będziemy mieli do czynienia. „Dawno, dawno temu, w kraju zwanym Delain, żył sobie król, który miał dwóch synów” – snuje swoją baśniową opowieść King. W charakterystyczny dla siebie, nieco zaczepny sposób, puszcza oko do czytelnika, mówiąc, że: „Roland Dobry nie był ani najlepszym, ani najgorszym władcą, jaki rządził tym krajem. (…) Pragnął dokonywać wielkich czynów, ale, niestety, pod tym względem raczej się królowi nie wiodło”.
I taka konwencja – z jednej strony przywołująca wspomnienie bajek, które rodzice czytali nam przed snem, z drugiej – na wskroś „dorosła” i ironiczna – będzie towarzyszyć nam przez całą lekturę „Oczu smoka”. King to autor, który jak mało kto umie dozować napięcie i kierować nastrojem czytelnika – nawet wtedy, gdy sięga po tak – umówmy się – schematyczną formę, jaką jest baśń. Zdolność przełamywania czwartej ściany i rozkosznie przyjemny, lekkostrawny styl pisania Kinga (który tłumaczka „Oczu smoka”, Sylwia Twardo, bardzo umiejętnie oddała) stanowi bez wątpienia największy atut tej książki.

Z tego powodu coś dla siebie znajdą w niej zarówno nastolatki, szukające odskoczni od literatury young adult, jak i mocno dorośli już czytelnicy, doskonale zaznajomieni z twórczością Kinga – nawet jeśli dotąd podobnie jak ja sięgali głównie po jego literaturę grozy.
Tym, co broni się znacznie słabiej, niż język, jakim opisana jest fabuła, jest jedna… sama fabuła. Choć cała akcja jest logicznie rozwijana, a sami bohaterowie – mimo że bajkowi – odznaczają się pewną głębią i rysem psychologicznym, w niektórych momentach przebieg zdarzeń pozostawiał wiele do życzenia, przez co trudno było mi od czasu do czasu okiełznać w sobie chęć przewracania oczami. Umiejętne budowane przez całą książkę napięcie kończy punkt kulminacyjny pisany w ewidentnym pośpiechu i być może też nieco bez pomysłu, pozostawiając poczucie niedosytu.
Nie ukrywam – nie przekonało mnie to zakończenie i już w trakcie miałam pod ręką kilka pomysłów, jak można było zrobić to inaczej. Nie zmienia to jednak faktu, że przez przeważającą większość lektury bawiłam się znakomicie i trudno było mi oderwać się od kolejnych rozdziałów. „Oczy smoka” załagodziły również nieco moją niechęć do literatury fantastycznej – udowadniając, że zamiłowanie do baśniowości pozostaje w nas także wtedy, gdy czasy wieczorynek, beztroskiej ganianiny po podwórku i 2-miesięcznych wakacji mamy już dawno za sobą.
Na sam koniec warto powiedzieć również co nieco o oprawie graficznej tej książki. Swoją stylistyką nawiązuje ona bowiem do innych utworów Kinga opublikowanych nakładem wydawnictwa Albatros – w tym „Instytutu” czy „Baśniowej opowieści”. Pięknie barwione brzegi sprawiają, że ręce same wyciągają się po nią na półce, uprzyjemniając (i tak bardzo już przyjemną) lekturę. Z tego powodu „Oczy smoka” doskonale sprawdzą się chociażby jako prezent dla bliskiej nam osoby – na przykład z okazji zbliżającego się Dnia Ojca.


W świecie dorosłych baśni
Podsumowując: czy warto sięgnąć po najnowszą książkę Stephena Kinga? W moim odczuciu zdecydowanie tak! Nie jest to z pewnością najlepsza pozycja w dorobku Kinga, jednak wciąż mówimy przecież o jednym z najpoczytniejszych autorów w historii. „Oczy smoka” udowadniają, że lawirowanie pomiędzy literaturą dziecięcą a całkiem już dorosłą prozą jest jak najbardziej możliwe. I może być całkiem dobrą odskocznią od nieco mniej bajkowej rzeczywistości.
Nasza ocena: 4/5 – choć nie bez lekkiego zgrzytania zębami
Sprawdź również inne recenzje na naszym blogu!
- Emocje na grzbiecie smoka – recenzja „Fourth Wing. Czwarte Skrzydło”
- W mrokach przeszłości i przyszłości. „Czasy, które nadejdą” – recenzja książki Andrzeja Pilipiuka
- Ta historia to horror? Recenzja książki Stephena Kinga „Później"
- Przyjaźń aż po grób. Recenzja „Przyjaciółki” – najnowszej książki B.A. Paris

Komentarze
Zamieszczenie komentarza nie wymaga logowania. Sklep nie prowadzi weryfikacji, czy autorzy komentarza odnoszący się do towarów nabyli lub użytkowali dany produkt.
Zzzz
06.06.2024 05:14
A to nie jest wstawka do mrocznej wieży?